nie wiem ile miała lat. Gdy trafiła do mnie była już bardzo stareńka. Z jej ust ciekła ropa , stan zapalny toczył się w jej zepsutych pięciu zębach od lat. Język miała bez przerwy na wierzchu, zaropiałe oczy. Znaleziono ją jak się pluskała w Inie koło spichlerza. Nikt się po nią nie zgłosił. Była stara , brzydka, niepotrzebna nikomu. Przez kilka dni mieszkała u Eweliny bo u mnie był już piesek, który czekał na adopcję. Jaj widok wzbudzał emocje, śmiech, zdziwienie, u niektórych odrazę.
Wykapana trafiła do mnie. Nie słyszała ale wzrok i węch działały doskonale.
Rozgościła się w salonie i w naszych sercach wzbudzając salwy śmiechu, zadziwiając wolą życia, walecznością i niezwykłym dla mnie oddaniem.
Otrzymała imię Gandzia, adekwatne do wyglądu i wydawać się stanu ducha w jakim cały czas przebywała.
Ważyła 2, 600 , jej nóżki były nieproporcjonalnie chudzieńkie do kadłubka, który pęczniał w oczach. Lubiła dobre jedzonko. Problemy z zębami nie pozwalały czasem realizować pasji kulinarnych.
Zapadła decyzja ( którą pomógł podjąć lekarz wet. Janusz Soroka) o usunięciu ropiejących kołków z jej ust. Przyrzekł, że przeżyje i przeżyła :) Gdy wchodziłam po nią do gabinetu z daleka było słychać jej szczekanie. Nie lubiła być zamykana w kontenerze. Uwolniona natychmiast się uspokoiła.
W między czasie dostałam informacje od znajomej że wiadomo jest gdzie mieszkała wcześniej.
Przekazano rodzinie mój numer telefonu. Nikt nie zadzwonił. Dowiedziałam się o adres jej zamieszkania, ul .Lipowa 1 ostatnie piętro bloku. Zabrałam pod pachę z zamiarem oddania , weszłam do klatki ale na górę już nie doszłam. Jeśli nie zadzwonili , oznacza, że nie chcą. Parę dni później poszłam tam sama. Zagadnęłam wychodzącą z bloku kobietę o malutką rudą psinę.
Kobieta opowiedziała mi jak wyglądało życie Gandzi w ostatnim czasie. Sama musiała zejść z góry, poczekać aż ktoś ją wypości . Sama chodziła po osiedlu ( ludzie ją pamiętają) . Stała pd drzwiami i czekała aż ktoś otworzy. Leciała na górę na tych starych nóżkach i szczekała pod drzwiami mieszkania do skutku. Głosik miała donośny , musiało to irytować zarówno sąsiadów jak i właścicieli.
Przez cały czas opowieści patrzyłam na jej opiekunkę, starszą siwą kobietę, która siedziała opodal na ławeczce. Pani jeszcze w sile wieku. decyzja była prosta. Adoptowałam Gandzię, usunęłam jej ogłoszenia z netu, zaprzestałam poszukiwań. Nie mogłam pozwolić aby jej starość upłynęła w tym domu.
Odetchnęłam z ulgą.
Postanowiliśmy, ze Gandzia nie będzie się z nami nudzić, ze będzie normalnym członkiem psiego i ludzkiego stada. Ona dostarczała emocji nam a my jej.
To gandzia rządziła . jednym psem , na którego się nie rzucała była Sonia. Gryzła bezzębną szczęko nawet szczenięta, nie bała się nikogo i niczego. Nauczyła się szczekać na odgłos dzwonka choć go nie słyszała. Widziała jak reszta psów ze szczekiem leci do drzwi to ona też leciała szeroko rozstawiając tylne nóżki aby się nie wywrócić. Gdy kichała to potrafiła się przewrócić taki miała odrzut !!!
To był jedyny pies, który mnie bronił. Gdy siedziała u mnie na rękach nikt nie miał prawa zbliżyć się do mnie.
Gdy patrzyła na mnie to widać było w je malutkich oczkach wielkie oddanie i radość . Rozczulała mnie do granic niemożliwości.
Dużo siusiała. W przedpokoju lub łazience cały czas stał mop. Dom pachniał jej siuśkami na przemian za szczochami szczeniąt .
Zawsze aktywna, złośliwa, szczekliwa, wręcz hałaśliwa , kochana.
Przed świętami podupadła na zdrowiu. Miała problemy z oddychaniem. Dzięki Leszkowi Ł. , lekarzowi z lecznicy Coturnix poczuła się lepiej i mogliśmy spędzić razem święta. Jestem mu wdzięczna za te parę dni. Objawy ustąpiły, powrócił apetyt i dobre samopoczucie. Widać było, że jest słaba ale to nie był pierwszy raz . Niestety w poniedziałek zauważyłam, że ma ropomacicze. W jej wieku oznaczało to tylko kłopoty. Przy okazji wyjazdu do Nowogardu z Dulka zabrałam Gandzię. We wtorek już było z nią gorzej.
Przygasła z podkulonym ogonkiem, wyraźnie cierpiąca i tak darła się na lekarza podczas pobierania krwi . Waleczna do końca. USG ukazało ogromną ilość ropy w jej brzuchu, wyniki krwi leukocytozę , siny język oznaczał niską saturację. Zabieg sterylizacji nie wchodził w grę. Widok cierpiącej psiny przyprawiał mnie o wyrzuty sumienia. Patrzyłam w jej oczęta i widziałam prośbę. Musiała odejść godnie . Nie mogłam pozwolić aby powłóczyła nogami i przewracała się przy każdym kroku . Kiedyś jej to obiecałam. Nie odchodziła sama. Bogu dziękuję za siłę, za jej obecność w naszym życiu za radość jaką było wspólne przebywanie przez ten rok . to był dobry rok dla niej i dla nas.
Każde zło jakie uczyniono człowiekowi czy zwierzęciu wróci ze zdwojoną siłą. Byłej opiekunce życzę z całego serca takiej opieki na starość ze strony najbliższych jaką miała Gandzia w naszym domu.
Taka była :)
jedno z pierwszych zdjęć ślicznotki |
cała ona |
wszystko miała na głowie |
zawsze czujna |
stylowa |
jej prawdziwe oblicze :) |
bojowa |
zaczytana, to jej ostatnie zdjęcie zrobione w niedzielę 20 kwietnia |