Tak naprawdę wszystko zaczęło się od psinki ,która jest na banerze bloga. Oto nasza historia . Opowieść o dwóch rodzinach , których losy połączył nierozerwalnie jeden mały kundelek.
Basia trafiła pod nasz dach 22 września 2009r. dzień po moich 4 4 urodzinach. Mój móż znalazł ją w krzakach siedzącą na stercie śmieci i reklamówek. Przejeżdżając obok niej pierwszy raz nie mógł się zatrzymać ,wracając modlił się aby tam jeszcze była. Psinka dała się zwabić jedzeniem. Dziewczyny w TOZ powiedziały ,że jak jej nie przechowamy to mała trafi do schroniska ( dziś jestem pewna,że to był blef ). I tak po spędzeniu całego dnia w samochodzie służbowym mojego męża Basia trafiła do Goleniowa, gdzie miała czekać na nowy dom, nową szansę , lepsze życie.
Sunia w wyniku tułaczego życia jakie wiodła do tej pory była bardzo wychudzona, jej oczy nie miały wyrazu a cała sylwetka wyrażała smutek i zmęczenie. Na początku karmiłam ją kilka razy dziennie podając jedynie garstkę karmy aby nie spowodować problemów z brzuszkiem. Jedzenie znikało jak wsysane odkurzaczem. Moją sukę -rezydentkę i kota musiałam karmić osobno bo Baśka pożerała każdą ilość jedzenia. Piesek na spacerach sprawiał wrażenie niepewnego, cały czas próbował wdrapać się na mnie i prosił o wzięcie na ręce. Jej głowa obracała się dookoła a oczy wypatrywały zagrożenia. Na wybiegu w kontaktach z innymi psami wykazywała spory dystans i strach. Na większe psy kłapała zębami jak pirania z kreskówki. Każdy kolejny dzień przynosił zmiany w zachowaniu i przybór wagi. Basia odkryła ,że Sonia ( moja suka) jest od niej dużo większa, a że razem chodziły na spacery to Sonia doskonale “ robiła “ za parawan i podporę w trudnych chwilach. Natomiast Sonia pies kompletnie antyspołeczny ( jej cały świat to aport i ptaszki latające po jej niebie) odkryła w sobie pokłady cierpliwości i opiekuńczości ( nie mylić z uczuciami matczynymi).Basia gdy czuła się zagrożona ocierała się o bok Soni a ten dotyk sprawiał ,że naprawdę czuła się lepiej .Naszą główną troską był stan zdrowia psinki. Niepokoiła mnie ogromna ilość wypijanej wody i częstotliwość wydalanego moczu. Badania krwi i siuśków wykazały ogólnoustrojowe zapalenie spowodowane silną robaczycą. Podjęliśmy leczenie , które powoli zaczęło przynosić efekty. Po tygodniu ( tyle czasu jej dałam na dojście do siebie) zaczęłam szkolić Baśkę aby w świat nie poszła i wstydu mi nie narobiła. Ten Potworny Potwór ( pseudonim)bardzo szybko kojarzył komendę z nagrodą, chodzenie na smyczy też w końcu dla naszej trójki stało się przyjemnością. Cudownie było patrzeć jak jej sierść nabiera blasku a wyraz pyska ( siłą woli powstrzymałam się aby nie napisać twarzy) pewności psa ,który jest pewien swojego miejsca na ziemi. Z dnia na dzień widzieliśmy jak przybiera na wadze a skórę na żebrach wygładza warstwa tłuszczyku. Gdy Basia trafiła do nas ważyła 10 kg po trzech tygodniach już prawie 16. To była ogromna przemiana. Brak proporcji w budowie tego psa wzbudzał w nas ciągły śmiech. Długie, pałąkowate ,cienkie nogi żyły własnym życiem radośnie przemierzając drogę na wybieg czy biegając po naszym ogrodzie. Gdy Baśka się kładła to z nóżek układała przedziwne figury a jej wielkie ( przeogromne wręcz ) poduszki na stopach wyglądały jak nadmuchane balony. I ten tupot. Po raz pierwszy słyszałam żeby psie stopy tak tupały. Zawsze ta czarna bestia korzystała z okazji aby wdrapać się na kolana i zwinąć się na nich w kłębek , tylko tych nóg nigdy nie mogła ogarnąć.
Pewnego dnia zadzwonił telefon z Warszawy , gdzieś ktoś daleko stąd odnalazł przyjaciela na zawsze. Kobieta ,która odnalazła Baśkę na jednym z portali adopcyjnych ( dzień po swoich urodzinach) płacząc powiedziała ,że dwa tygodnie wcześniej straciła bardzo podobną suczkę i jest zdecydowana adoptować naszą pociechę. Nie było rady na tę miłość od pierwszego wejrzenia .Zapakowaliśmy psisko do samochodu i pojechaliśmy do Konina. Tam spotkaliśmy sie z nową rodziną Basi i pożegnaliśmy naszą pupilkę. Wracając do domu płakaliśmy jak dzieci i do tej pory bardzo za nią tęsknimy.
Mesia ( od słowa międzymiastowa) dostała dom na jaki zasługują wszystkie zwierzęta. Kochający czuły i mądry. My zyskaliśmy fantastycznych znajomych.
Bycie domem tymczasowym daje ogromną satysfakcję. Wiem ,że pomogłam nie tylko psu, mam świadomość ,że ten pies zmienił mnie i dał wielkie szczęście swojej nowej rodzinie. Rozstanie było bardzo trudne ale umożliwiło mi pomaganie innym zwierzakom i innym ludziom.