INTERWENCJE

Aktualne oferty psów przeznaczonych do adopcji:

PSY DO ADOPCJI

piątek, 14 maja 2010

Mesia która była Basią

Tak naprawdę wszystko zaczęło się od psinki ,która jest na banerze bloga. Oto nasza historia . Opowieść o dwóch rodzinach , których losy połączył nierozerwalnie jeden mały kundelek.

Basia trafiła pod nasz dach 22 września 2009r. dzień po moich 4 4 urodzinach. Mój móż znalazł ją w krzakach siedzącą na stercie śmieci i reklamówek. Przejeżdżając obok niej pierwszy raz nie mógł się zatrzymać ,wracając modlił się aby tam jeszcze była. Psinka dała się zwabić jedzeniem. Dziewczyny w TOZ powiedziały ,że jak jej nie przechowamy to mała trafi do schroniska ( dziś jestem pewna,że to był blef ). I tak po spędzeniu całego dnia w samochodzie służbowym mojego męża Basia trafiła do Goleniowa, gdzie miała czekać na nowy dom, nową szansę , lepsze życie.

Sunia w wyniku tułaczego życia jakie wiodła do tej pory była bardzo wychudzona, jej oczy nie miały wyrazu a cała sylwetka wyrażała smutek i zmęczenie. Na początku karmiłam ją kilka razy dziennie podając jedynie garstkę karmy aby nie spowodować problemów z brzuszkiem. Jedzenie znikało jak wsysane odkurzaczem. Moją sukę -rezydentkę i kota musiałam karmić osobno bo Baśka pożerała każdą ilość jedzenia. Piesek na spacerach sprawiał wrażenie niepewnego, cały czas próbował wdrapać się na mnie i prosił o wzięcie na ręce. Jej głowa obracała się dookoła a oczy wypatrywały zagrożenia. Na wybiegu w kontaktach z innymi psami wykazywała spory dystans i strach. Na większe psy kłapała zębami jak pirania z kreskówki. Każdy kolejny dzień przynosił zmiany w zachowaniu i przybór wagi. Basia odkryła ,że Sonia ( moja suka) jest od niej dużo większa, a że razem chodziły na spacery to Sonia doskonale “ robiła “ za parawan i podporę w trudnych chwilach. Natomiast Sonia pies kompletnie antyspołeczny ( jej cały świat to aport i ptaszki latające po jej niebie) odkryła w sobie pokłady cierpliwości i opiekuńczości ( nie mylić z uczuciami matczynymi).Basia gdy czuła się zagrożona ocierała się o bok Soni a ten dotyk sprawiał ,że naprawdę czuła się lepiej .Naszą główną troską był stan zdrowia psinki. Niepokoiła mnie ogromna ilość wypijanej wody i częstotliwość wydalanego moczu. Badania krwi i siuśków wykazały ogólnoustrojowe zapalenie spowodowane silną robaczycą. Podjęliśmy leczenie , które powoli zaczęło przynosić efekty. Po tygodniu ( tyle czasu jej dałam na dojście do siebie) zaczęłam szkolić Baśkę aby w świat nie poszła i wstydu mi nie narobiła. Ten Potworny Potwór ( pseudonim)bardzo szybko kojarzył komendę z nagrodą, chodzenie na smyczy też w końcu dla naszej trójki stało się przyjemnością. Cudownie było patrzeć jak jej sierść nabiera blasku a wyraz pyska ( siłą woli powstrzymałam się aby nie napisać twarzy) pewności psa ,który jest pewien swojego miejsca na ziemi. Z dnia na dzień widzieliśmy jak przybiera na wadze a skórę na żebrach wygładza warstwa tłuszczyku. Gdy Basia trafiła do nas ważyła 10 kg po trzech tygodniach już prawie 16. To była ogromna przemiana. Brak proporcji w budowie tego psa wzbudzał w nas ciągły śmiech. Długie, pałąkowate ,cienkie nogi żyły własnym życiem radośnie przemierzając drogę na wybieg czy biegając po naszym ogrodzie. Gdy Baśka się kładła to z nóżek układała przedziwne figury a jej wielkie ( przeogromne wręcz ) poduszki na stopach wyglądały jak nadmuchane balony. I ten tupot. Po raz pierwszy słyszałam żeby psie stopy tak tupały. Zawsze ta czarna bestia korzystała z okazji aby wdrapać się na kolana i zwinąć się na nich w kłębek , tylko tych nóg nigdy nie mogła ogarnąć.

Pewnego dnia zadzwonił telefon z Warszawy , gdzieś ktoś daleko stąd odnalazł przyjaciela na zawsze. Kobieta ,która odnalazła Baśkę na jednym z portali adopcyjnych ( dzień po swoich urodzinach) płacząc powiedziała ,że dwa tygodnie wcześniej straciła bardzo podobną suczkę i jest zdecydowana adoptować naszą pociechę. Nie było rady na tę miłość od pierwszego wejrzenia .Zapakowaliśmy psisko do samochodu i pojechaliśmy do Konina. Tam spotkaliśmy sie z nową rodziną Basi i pożegnaliśmy naszą pupilkę. Wracając do domu płakaliśmy jak dzieci i do tej pory bardzo za nią tęsknimy.

Mesia ( od słowa międzymiastowa) dostała dom na jaki zasługują wszystkie zwierzęta. Kochający czuły i mądry. My zyskaliśmy fantastycznych znajomych.

Bycie domem tymczasowym daje ogromną satysfakcję. Wiem ,że pomogłam nie tylko psu, mam świadomość ,że ten pies zmienił mnie i dał wielkie szczęście swojej nowej rodzinie. Rozstanie było bardzo trudne ale umożliwiło mi pomaganie innym zwierzakom i innym ludziom.

4 komentarze:

Unknown pisze...

Informacja dla czytających: Zdjęcie na końcu ma tytuł "Wodnik Szywarek" a droga Mesia wygląda tak gdyż zrobiła sobie psie SPA w ogromnej, błotnej, kałuży na Polach Mokotowskich.

ana pisze...

Cała idea domów tymczasowych została tu pięknie wyłożona. Jeśli ktoś miał wątpliwości czy taki projekt ma sens, pewnie właśnie się tych wątpliwości pozbył. Dzięki takiej inicjatywie zwierzęta dostają swoją drugą szansę. Wystarczy popatrzeć na szczęliwego Wodnika Szuwarka po kąpielach błotnych ;) A czytając o losach Basi - Mesi, no serce po prostu rośnie, a i dusza sobie śpiewa z radości :)

Unknown pisze...

i na tych zdjęciach widać jak zmieniała się Mesia to zdjęcie wychudzonego szczeniaka jest dramatyczne, to zaś na banerze to też Mesia, ale po zaledwie paru dniach pobytu w domu tymczasowym. widać jak bardzo zmieniła się pod okiem troskliwych opiekunów.

Unknown pisze...

Bardzo proszę o opublikowanie nowych fotek naszej pupilki