takie akcje to ja tylko w telewizorze widziałam. To co nas dzisiaj spotkalo na długo pozostanie w pamięci. Jak co weekend poszlyśmy z naszym psim stadem do lasu , za basen odkryty. Dołączył do nas Darek, mąż Eweliny i ich dwójka dzieci na sankach. Psie stado tym razem składało się z mojej Soni , księżniczki rzecz oczywista, Luzika , on jest podnóżkiem Soni :), Zuli , bigielki o przenikliwym spojrzeniu ( ona ma rentgen w oczach jeśli chodzi o ukryte smakołyki), Korby suni Eweli, Neli - grubci ( to pierwszy tymczas Ewli, który został jej psem) i Parysa , niegdyś nasz podopieczny bezdomniak adoptowany na psa stróżujacego.
Parys to ciekawy przypadek psa z adehade, który jednak ogarnia klimaty spacerów, ktore to dają mu wiele radości. Piest ten gdy Ewela go woła to rzedko do niej przychodzi natomioajs jak ja się wydrę to jest przy mnie natychmiast ... prawie . Dziwne to jest i niezrozumiałe dla mnie kompletnie. Cały Parys to jedna wielka niewiadoma, kochany jest jednak ( o posiadaniu przezeń rozumu nic mi nie wiadomo :)więc, że jest mądry napisać nie mogę. Ewelina twierdzi, że jest ale to ona w końcu zna go najlepiej.
Parys jest bardzo prędki we wszystkim co czyni. Na smyczy ciągnie i w zasadzie majta człowiekiem we wszystkie strony. Spuszczony przemierza kilometry w poszukiwaniu szczęścia. Tropi, wącha . Cały czas jest w ruchu. Jest to pies, który załatwia obie potrzeby fizjologiczne na raz , szkoda mu czasu na rozkładanie tych czynności na dwa etapy.
Dziś gnany przygoda zapuścił się na lód , ktory pokrywa brzeg Iny i ....ześlizgnął się do lodowatej wody. Ewelina nie widziała momentu wpadnięcia ale to ona pierwsza zauważyła, że ma poważne problemy z wydostaniem się . Jej krzyk było słychać w całym lesie .Patrzeliśmy przez ułamek sekundy jak bezradny psiak usiłuje chwycić pazurami brzeg lodu. Na nic jego wysiłki. Na szczęście , był za nami Darek, który szybko zorganizował akcję ratunkową. Połączył wszystkie smycze jakie miałyśmy przy sobie obwiązał się w pasie. My trzymałyśmy koniec a on położył się an lodzie i złapał Parysa za obrożę. Pies miał jeszcze dość siły aby wspiąć się na lód. Byłyśmy przerażone. Brakowało niewiele niewiele aby pies stracił życie na naszych oczach. Do tej chwili jestem roztrzęsiona a oczy moje są wielkie jak pięciozłotówy Wszystko trwało nie całą minutę ale nam i zapewne psu czas dłużył się niesamowicie. Zdaliśmy dziś praktycny egzamina z ratownictwa wodnego w ekstremalnych temperaturach.
P.S. Parys ma się dobrze , resztę spaceru przebiegł o własnych silach choć wyglądał jak Dziadek Mróz :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz