nieśpiesznie
płynie tu czas, to była pierwsza myśl, która pojawiła mi się w głowie
gdy wyjrzałam przez okno skierowane na tył domu. Jestem tu po raz
kolejny , jednak zawsze ten dom wita mnie takimi samymi widokami,
zapachem i dźwiękami. Gospodyni nie sili się na wymyślanie wystroju,
dodawanie gadżetów rozpraszających ten urok. Przedmioty są starannie
dobrane i poutykane w miejsca do których najbardziej pasują. Pod
jabłonką , która co roku w ilości mniejszej lub większej rodzi okrutnie
kwaśne jabłka ( Monika się nimi zachwyca i zawsze mówi z czułością :) ,
leży anioł przykryty zleżałą kołdrą śniegu.
Przyjechałam aby zboczyć
warmińską zimę , oglądam warmińskie roztopy co nie odbiera mi zachwytu
nad tym zjawiskiem jakim jest pogoda. Anioł z kamienia grzeje się w
promieniach słońca, które tworzą na zlodowaciałym śniegu jasne
pasy.
Wychodzę na dwór za aparatem uchwycić zdarzenia, które zaraz będą
przeszłością. Trzy stare ule stoją po drugiej stronie domu, blisko
towarzystwa kapliczki. Tylko jedna strona ich daszków jest pokryta
śniegiem , druga czerni się starością desek wystawiając sęki na
działanie zbawiennych promieni.
Stare ruiny, które kiedyś gościły
zwierzęta gospodarskie nie odstraszają brzydotą. Tu też zagląda słońce i
czyni to miejsce bardziej tajemniczym .
Choć dom wygląda inaczej niż
latem, to ciągle ten sam dom w którym można spodziewać się cudów. Jestem
tu aby przystanąć na chwilę i złapać oddech. Miejsce to daje każdemu
taką samą szansę. Słońce zagląda przez niedbale wiszącą firanę. To
zapewne goście ciągle ją poprawiają wyglądając na ogród. Powstrzymuję
się aby podejść do okna i uporządkować ten nieład. Powściągam niepokój,
który jest związany z brakiem oczywistego porządku. Zaraz przestaję
odczuwać jakąkolwiek troskę o ład tego świata.
Dostrzegam wielką
pajęczynę zwisającą u powały w kuchni, są jeszcze inne , mniejsze, w
różnych miejscach. Nie są to jednak oznaki braku dbałości o przybytek.
Otulają dom ciepłymi nićmi, chroniąc go przed zimnem i wilgocią, dodają
niepowtarzalnego uroku. Nadają sens wieczorom i rankom. Kominek skrzy
się płomieniem. Co chwila któremuś z gości przypomina się, że warto
podtrzymać ten ogień. Wielu chce mieć w tym swój udział, choć nie
wszyscy. Każdy z innych powodów. Poranny odgłos przesuwanych po płycie
pieca kuchennego fajerek to powrót do lat dzieciństwa. Powraca spokój i
poczucie bezpieczeństwa. tu na prawdę nie muszę się o nic martwić. Nie
ma tu pompy, nadęcia i blichtru. Ci którzy się nadymają zaraz są przez
ten dom wytrącani na zewnątrz toczącego się tu życia. Cóż każdy
przyjeżdża po coś innego. Ja znalazłam to po co przyjechałam i za to
dziękuję Moniówce i jej Wszystkim mieszańcom :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz