INTERWENCJE
- akcje charytatywne (27)
- edukacja (11)
- interwencje (11)
- pogaduszki (235)
- w nowym domu (114)
- wolontariat (60)
czwartek, 22 lipca 2010
Czas na odpoczynek
środa, 21 lipca 2010
Puszek
Paco latami zaniedbywany pies
Parę tygodni temu otrzymałam telefon od zapłakanej koleżanki, która informował mnie, że stoi przed psem rasy amstaf, który jest do połowy wyłysiały i apatyczny. Rozmowa z właścicielką skończyła się krzykiem i inwektywami.
Napisałam do TOZ co możemy zrobić w tej sprawie. Poproszono o zdjęcia, których w warunkach domowych nie dało się zrobić. Jednak pomimo braku namacalnych dowodów o stanie zdrowia psa w TOZ zapadła decyzja o przejęciu Paco. Właścicielka podpisała dokument zrzeczenia ( co było jej na rękę)
Amstaf okazał się pięcioletnim od szczeniaka chorującym, nigdy nie leczonym psem. W domu gdzie przebywał nikt nim się nie zajmował. Pies całe dnie przebywał sam w zaduchu, smrodzie i półmroku nie wietrzonego mieszkania.
W sobotę 9 lipca Paco trafił do domu tymczasowego a w poniedziałek 12 został przewieziony do hotelu przy schronisku w Szczecinku, gdzie ma bardzo dobre warunki do zdrowienia i dochodzenia do siebie. Po wykonaniu badań okazało się ,że pies jest zarażony gronkowcem. Koszty leczenia pokrywa TOZ i darczyńcy, którzy na allegro mogą wykupić cegiełki aby pomóc nam go leczyć.
poniedziałek, 19 lipca 2010
Czoper
piątek, 16 lipca 2010
Dobre nowiny
środa, 14 lipca 2010
Reksio
Fifi
Anorek
poniedziałek, 12 lipca 2010
Sejdi
Dora
Sonia
Demon
piątek, 9 lipca 2010
Nie pozwólmy innym krzywdzić słabszych
Zaczynając współpracę z TOZ nie zdawałam sobie sprawy z tego jak trudne rozmowy przyjdzie mi przeprowadzać z ludźmi. Tematy są różne, od propagowania sterylizacji, rad co do postępowania ze swoim pupilem, pocieszania, że kochany psiak na pewno kiedyś przestanie sikać w domu. Małe utarczki z nieodpowiedzialnym właścicielem, ponieważ tan uporczywie spuszcza swojego psa ze smyczy a ten wiecznie daje drapaka i chłopaka trzeba odprowadzać do domu.
Jednak ostatnia rozmowa ze znajomą pokazała mi jak trudny jest temat zawiadamiania różnych służb o aktach znęcania się nad zwierzętami. Ludzie przez ludzi dowiadują się co robię i choć sami przez okna swoich domów widzą co sąsiad wyprawia ze swoim psem chcą aby fakt ten zgłosił za nich ktoś inny. Wstają codziennie parzą kawę, patrzą i kolejny dzień nie robią niczego.
Ten problem dotyczy nie tylko zwierząt. Dotyczy żon katowanych przez sąsiada, któremu codziennie mówisz dzień dobry, dzieci bitych przez pijanych opiekunów, staruszek maltretowanych przez zwyrodniałą rodzinę wreszcie zwierząt , bitych, głodzonych, katowanych, podpalanych.........
To się nazywa ZNIECZULICA. Jak można oczekiwać od świata aby stał się lepszy skoro ręki do tego się nie przykłada. Ludzie jesteście dorośli, macie prawo do interwencji w obronie słabszych, cierpiących i potrzebujących. Na nic tu gadanie, że policja czy SM i tak nic nie zrobią . Jeśli nie spróbujesz czegoś zrobić to zło, na które patrzysz przyjdzie do Ciebie a wyrzuty sumienia nie pozwolą ci normalnie żyć. Ja nie zbawię całego świata i nie zamierzam załatwiać niczego za dorosłych i teoretycznie odpowiedzialnych ludzi. Telefony w dłoń!!!!!!!!!!!!
Jak dziki kot stał się Leonem
To historia jakich wiele napisało życie dzięki działaniom ludzi dobrej woli i ich miłości do zwierząt. Bezimienny miot dzikich kotów pojawił się w jednej z piwnic bloku przy ul. Szczecińskiej pod koniec kwietnia .Opiekunka kocicy usiłowała ją w pewną bardzo mroźną sobotę złapać aby poddać ją zabiegowi sterylizacji ale kilkugodzinne próby spełzły na niczym. Kotka okociła się w pustym pomieszczeniu gdzie jedynym meblem był fotel. Opiekunka codziennie w tajemnicy przed sąsiadami przynosiła zwierzętom mleko i karmę . Gdy kocięta podrosły pojawiła się też taca z piaskiem.
Na początku maja otrzymałam informacje o tej populacji. Skontaktowała się ze mną Pani Danusia opiekunka kotki z prośbą o pomoc w zabrani maluchów i znalezieniu im domów. Po raz pierwszy przyszło mi łapać dzikiego kota. To było ekstremalne przeżycie. Kocica ze strachu warczała, prychała, jeżyła sierść. Nie wiedziała, że koty mogą biegać po ścianach i suficie. Udało się za drugim podejściem. Przyszła kolej na maluchy. Rany pi ich ząbkach i pazurach goiły się długo.
Matka miotu została wysterylizowana i trafiła do miejsca dotychczasowego bytowania, maleństwa miały pójść do domów tymczasowych w Szczecinie. Niestety po oględzinach okazało się,że mogą być chore na grzybicę. Klapa. Trzeba było zorganizować coś na miejscu. Z pomocą przyszli Jacek i Małgosia wielcy miłośnicy kocich piękności. Dzikusy trafiły na budowę. Maja tam wszystko. Jedzenie,kozie mleko ( do czasu aż zaczęło kisnąć z powodu upałów) wodę, zabawki, drapaki, leczenie i odwiedziny trzy razy dziennie. Po woli przyzwyczajały się do dotyku ludzkich rąk. Do głaskania i zabiegów pielęgnacyjnych. Zaczęły same wspinać się na kolana. Teraz czekają pod drzwiami na każdego kto właśnie wspina się po schodach.
Było ich troje, dwóch chłopców i płochliwa dziewczynka. Jeden dostał fantastyczny dom, kochającą opiekunkę i przybraną siostrę kotkę rezydentkę. Dostał też coś na co zasługuje każdy kot - swoje własne imię. Kot z budowy został LEONEM.
Pozostałe dwa otrzymały imiona tymczasowe na potrzeby ofert adopcyjnych. To Marysia i Czarna stopa.
środa, 7 lipca 2010
Zuzia wejście trzecie
Zuzia po raz drugi nie miała szczęścia do nowych właścicieli. Rzecz polega na tym,że z nią jest wszystko w porządku tylko ludzie mają problem ze sobą i swoimi oczekiwaniami wobec tego psa. Ta wesoła i ruchliwa suczka potrzebuje dużo uwagi i cierpliwości. Nie polecam jej do mieszkania w bloku. Stały dostęp do podwórka to podstawa sukcesu w wychowaniu psinki. Jej charakter wymaga od właściciela skupienia, poświęcenia i miłości. Zuza jest jak iskierka, jak pocisk jak promyk światła w życiu rodziny. Godzinami można patrzeć jak szybuje w podskokach za piłką, jak obraca ją w sprawnych łapkach, jak szczerzy zęby w ciągłym uśmiechu. To pies potrzebujący zdecydowanej i doświadczonej ręki ,która wskaże jej sposób zachowania ale gdy trzeba to pogłaszcze i przytuli. Zuzinka to pies mądry i pracowity. Potrafi skupić się na poleceniach, idealna na przejażdżki rowerowe, bieganie i wszelkie psie sporty. Jest bardzo czujna i szczekaniem manifestuje swój niepokój, obskakuje wszystkich ciesząc się ze spotkania. Te wady są jednak do wyeliminowania jeśli nowy właściciel zechce poświęcić jej trochę uwagi. Każdy chętny, który będzie starał się o adopcję na pewno zostanie poddany szczegółowej weryfikacji z powodu dotychczasowych porażek adopcyjnych.
wtorek, 6 lipca 2010
Kolejny powrót Zuzi
"Niestety Zuzia znów wróciła do nas. Pojawił się dziś w naszej siedzibie mężczyzna,który oznajmił, iż partner jego córki opuścił ją i jej dziecko. Zuzia również została przez niego zostawiona w mieszkaniu. Córka mężczyzny jest w ciąży i nie może opiekować się psem. Okazało się, że decyzja o adopcji Zuzi była pomysłem partnera dziewczyny. Teraz gdy go nie ma, Zuzia stała się problemem. Do czasu znalezienia Zuzi kolejnego domu pies trafi do domu tymczasowego"
To oficjalna notatka inspektorki TOZ o tym co się stało. Słów mi brakuje i serce pęka z powodu ludzkiej głupoty i braku odpowiedzialności. Najważniejsze, że Zuzia miała gdzie wrócić, że nas pamięta. To specyficzny pies, który potrzebuje dużo ruchu i przede wszystkim domu z ogrodem . Aby ją zmęczyć pojechałam na krótką wycieczkę do lasu. Psinka doskonale dała sobie radę i myślę, że mogłaby tak biec jeszcze z 10 kilometrów. Bieganie sprawia jej wiele przyjemności a jej uszy zabawnie powiewają na wietrze. Niedługo najświeższe zdjęcia Zuzanny. Trzymajcie za nią kciuki.
poniedziałek, 5 lipca 2010
Koty z ul.Matejki
piątek, 2 lipca 2010
"Zwierzęta bezdomne - dlaczego mimo ustawy jest bardzo źle"
Materiał pobrany ze strony http://www.koalicja.org.pl/
Pomimo obowiązywania od 10 lat ustawy o ochronie zwierząt w tzw. schroniskach ginie corocznie kilkadziesiąt tysięcy psów i kotów - prawie dwie trzecie trafiających do nich zwierząt. Ilości bezdomnych zwierząt nikt nie zna, są to przynajmniej setki tysięcy. Winne temu jest niedobre i niespójne prawo, przedsiębiorcy, którzy zarabiają na śmierci zwierząt, urzędnicy lekceważący los zwierząt i urzędnicy lekceważący prawo.
Brak jest przepisów i programów sterylizacji zwierząt, więc rodzą się tysiące niepotrzebnych i często porzucanych szczeniaków i kotów. W dodatku rozmnażać na handel zwierzęta i handlować nimi może każdy i wszędzie - hodowla zwierząt domowych jest uznawana za specjalny dział "produkcji rolnej" i w praktyce nie jest rejestrowana ani opodatkowana. Prowadzi to do pojawiania się na rynku ogromnej ilości zwierząt, w tym ras niebezpiecznych oraz do wyrzucania zwierząt niesprzedanych. Ilości bezdomnych zwierząt nikt nie zna, ale są ich co najmniej setki tysięcy. Wbrew temu, co się potocznie myśli, dla zwierząt bezdomnych trafienie do schroniska jest raczej wyrokiem śmierci niż ocaleniem przed nią. W schroniskach ginie corocznie kilkadziesiąt tysięcy psów i kotów - prawie dwie trzecie trafiających do nich zwierząt. Schroniska dla zwierząt powoływane są na podstawie dwóch zupełnie odmiennych ustaw (ustawa z 1996 roku o " Utrzymaniu czystości i porządku w gminach" i ustawa z 1997 o " Ochronie zwierząt"). Pierwsza mówi, że gminy "organizują ochronę przed bezdomnymi zwierzętami" a druga, że do zadań gminy należy "zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom". Gminy interesuje tylko to, aby zwierzęta bezdomne zostały złapane i usunięte z ich terenu, a nie ich dalszy los; rozumieją sytuację prawną tak, że mają płacić wyłącznie za złapanie i umieszczenie zwierzęcia w schronisku. Dlatego o wygraniu przetargu na wyłapywanie bezpańskich zwierząt decydują wyłącznie najniższe ceny a nie warunki i dalszy los zwierząt w schroniskach. Schroniska, które nie są zakładami budżetowymi gmin a prowadzone są przez firmy, nastawione są głównie na zysk, który najłatwiej można osiągnąć, przyjmując od gmin jak najwięcej zwierząt i jak najszybciej się ich pozbywając bezpośrednio lub pośrednio (zagęszczenie, głodzenie, brak leczenia). Z kolei zakłady budżetowe zwykle zobowiązane są do przyjmowania wszystkich zwierząt bez względu na swoją pojemność, co ma ten sam, śmiertelny dla zwierząt skutek.
Trzeba się bardzo zastanowić nad decyzją o oddaniu swojego przyjaciela do schroniska. Nie czeka go tam nic dobrego. Trzeba się mocno puknąć w głowę zanim dopuści się do rozmnożenia swojej suki czy kocicy!!!!!!!!!!
czwartek, 1 lipca 2010
Potrzebuję pomocy
Koty z ul.Sadowej
Parę tygodni temu otrzymałam list od prezes TOZ odział Szczecin w który był inny list z daleka , bo jak się okazało później aż z Łodzi
Witam.Pilnie potrzebna jest pomoc.W Goleniowie mieszka bardzo odpowiedzialna młoda osoba,dziewczynka o bardzo dobrym serduszku,nie potrafi przejść obojętnie obok bezdomnego,głodnego stworzenia.Dziewczynki w Jej wieku trwonią kieszonkowe na głupoty a Patrycja dokarmia zwierzątka.Troskliwie opiekuje się bezdomnymi zwierzątkami,ostatnio dowiedziałam się,ze jest "u niej" już kilkanaście kociaków,które pilnie należy wysterylizować.Niestety kilka tygodni temu jedna z kotek znowu się okociła.Patrycja nie jest w stanie pokryć kosztów sterylek nie ma też dochodów ani możliwości dowozu kociaków do lecznicy lub najbliższego schroniska.Rodzina Patrycji jest coraz bardziej zaniepokojona dziewczynka opiekuje się jeszcze innymi zwierzątkami i nie ma pomocy od nikogo.Zwracam się z prośbą z góry obiecuję pokryć koszty paliwa.Sama z doświadczenia wiem,ze aby pomagać trzeba mieć pieniądze.Dlatego bardzo proszę o pomoc,w sterylkach.Z poważaniem czekam na odpowiedz.
Nasza prezes odpowiedziała:
Szanowna Pani z ogromną satysfakcją zapoznałam się z treścią Pani listu w którym opisała Pani trud młodej dziewczyny w zakresie pomagania zwierzętom. I choć z listu tego wyłania się obraz niepokoju i bezradności wierzę że wspólnie znajdziemy jakieś rozwiązanie problemu................... Na całe szczęście w Goleniowie mamy wspaniałą wolontariuszkę ( to o mnie), która z pewnością pomoże nam w rozpoznaniu tego problemu i znalezienia sposobu na jego rozwiązanie. Pozwalam sobie przesłać kopię tego listu do niej byśmy wspólnie poszukali rozwiązania. Proszę dać nam chwile czasu na rozpoznanie sprawy i doprecyzowanie naszej pomocy.
Pojechałam i rozpoznałam. Zastałam maluchy z kocim katarem ( już są zdrowe) samicę w ciąży, jedna karmiącą, jeszcze jedną i dwa samce plus sześć maluchów. Poznałam tez Patrycję , niezwykłą dziewczynkę o wielkim sercu i niesamowitej odpowiedzialności. To dzięki niej maluchy wyzdrowiały bo razem ze swoją mamą przez 10 dni podawały im leki i zakrapiały oczy. Patrycja od czterech lat opiekuje się tą populacją. Teraz już dwie kocice i jeden kocur są po sterylizacji. Rany po kocich pazurach goja się długo, ale satysfakcja po tym co się zrobiło trwa jeszcze dłużej. Takich młodych dam jak Patrycja nie spotyka się codziennie. Wiem że mogę na nią liczyć i,że mnie nie zwiedzie. Właśnie podjęła się ( wraz z inną wolontariuszką) podawania leków na koci katar maluchom z ul.Matejki. Patrycja jesteś WIELKA. Dziękuję CI!!!!!!!!