W poniedziałek po raz pierwszy w życiu zwróciłam uwagę sprzedawcom karpi, że ryby mają za mało wody i, że cierpią dusząc się. Każdy z Panów staram mi się udowodnić, że przelewanie gęstej od śluzu wody z wiadra z powrotem do łódki, w której leżały ( już nie pływały) to najlepsza metoda dotleniania wody.Jeden z Panów nawet zapytał mnie czy jestem ichtiologiem , odparowałam tym samym pytaniem. Pan, który sprzedaje ryby pod Intermarche w Goleniowie natychmiast poszedł z wiaderkiem po wodę i dolał.
Taka śmierć jaką fundują Polacy karpiom co roku to zwyczajne bestialstwo poparte wiekową tradycją. Ryba spożywana przy rodzinnym, świąteczny stole musi cierpieć ! Dzielą się ludziska nad tym karpiem opłatkiem, życzą sobie wszystkiego dobrego /:
To nie musi tak wyglądać, nie trzeba taszczyć w foliowej torbie duszącej się ryby na chatę , dawać jej nadzieję na życie wpuszczając do wanny z woda później w łeb tłuczkiem naparzać w zaciszu domowym.
Można kupić już zabitego i podzielonego karpia i nie trzeba dokładać cierpienia do tego, które już jest na tym świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz