Wczoraj na wybiegu spotkałam Czestera. Poznał mnie, podbiegł, radośnie się przywitał i natychmiast poleciał do swojej małej opiekunki. Nie czułam żalu. Od dawna wiem, ze psy nie kochają konkretnych ludzi ( tak jak sobie usiłujemy wmówić) one potrafią zaakceptować i oddać serce każdemu kto je pokocha.
Widok tego szczęśliwego i rozbrykanego podrostka tak mnie ucieszył, że musiałam powstrzymać łzy.
Psy w przytulisku są szczęśliwe. Mają kojce, swobodny dostęp do misek, swoje budy Pana Mariana i nas. Są bezpieczne i czekają na domki. Jednak pies, który dostał swoich człowieków jest szczęśliwszy po stokroć. I to widać było po Czesterze. Emanowała z niego radość, poczucie wolności i niezależności. Pewność, że już nic złego się nie stanie. Brykał po skoszonej trawie jak oszalały ze szczęścia łoś. Widać było więź jaka powstała między psem a jego opiekunami, a jest z nimi dopiero tydzień. Jak niewiele trzeba a by zyskać przyjaciela i towarzysza zabaw. Najfajniejsze chwile w naszej pracy to te gdy spotykamy na spacerach naszych podopiecznych i widzimy niewyobrażalny wyraz szczęśliwości na ich pyskach . To najlepsza zapłata :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz