Dzięki pospiesznym działaniom Marty od astów swoją szansę na życie otrzymała Brydzia. Warunek- trzeba zawieźć ją do hoteliku przy schronisku dla bezdomnych zwierząt w Szczecinku. Zgłosiliśmy się z mężem na ochotnika. Od dawna chciałam odwiedzić to miejsce. Czytałam i słyszałam o nim wiele dobrego. Pojechałam zobaczyłam i utwierdziłam się w przekonaniu, że można.
Szczecinek to miasto zamieszkiwane przez czterdzieści tysięcy mieszkańców, z budżetem niewiele ( tyci) większym od naszego i z równie dużą dziurą budżetową. Jednak to miasto i jego włodarze w 2006 roku podjęli trud pobudowania na swoim terenie małego schroniska. Budowa trwała rok i w lipcu 2007 roku oddano w posiadanie zwierząt azyl o jakim wiele może pomarzyć. Koszt budowy to 5 milionów złotych, większość to pożyczka z WFOŚ ze Szczecina. Nam nie jest potrzebny taki ośrodek. Wystarczy przytulisko z prawdziwego zdarzenia. Szczecinek nie podpisał umowy z żadną gminą. Przebywają w nim bezdomniaki tylko z rejonu miasta. Rok rocznie miasto wykłada na jego działalność 180 tysięcy złotych. Wyobraźcie sobie, że w Szczecineckim schronisku nawet koty są czipowane bo taki wymóg miastu postawił Powiatowy Inspektor Weterynarii.
Jest tam czysto, schludnie i nie śmierdzi. Pracują w schronisku ludzie oddani zwierzakom, działa wolontariat i podłogi są podgrzewane w kojcach. Oto jak wola włodarzy i determinacja jednej kobiety sprawiły, że powstało miejsce przyjazne zwierzętom. Czy to aż takie trudne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz