INTERWENCJE

Aktualne oferty psów przeznaczonych do adopcji:

PSY DO ADOPCJI

czwartek, 5 maja 2011

Dzień pełen wrażeń

     Takiego dnia nie przeżyłam dawno. Potrzebna była mi ta dawka adrenaliny. Kotka Ina nie przyszła ani razu aby skosztować suchej czy mokrej karmy. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Jeśli ja ktoś zaadoptował to powinien wiedzieć, że kicia jest w trakcie leczenia świerzbowca i za sześć dni powinna dostać krople do uszu. Strzykawka z lekarstwem jest u mnie więc zapraszam serdecznie.
 Wracając późnym popołudniem ze Szczecina ujrzeliśmy wraz z mężem mym psinkę, która latała pod naszym domem. Widać było od razu, że psiak został porzucony. Niestety jego złapanie nie było łatwe. Bardzo się z Alinka natrudziłyśmy ( to była akurat pora spaceru ). Moja kochana sąsiadka Ola została z psami ( Sonią, Badym i Luzikiem) na alejce. Alina zabrała na wabia Śnieżkę, ja poleciałam do sklepu po kawałek kiełbasy. Na nic nasze zbiegi się zdały. Psiak był wylękniony i za nic nie dał się złapać.W desperacji wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wzięłam Śnieżkę i zaczęłam z nią biec z powrotem  do mojego domu. Psiak pobiegł za nami. Z tyłu biegła Alina, która zamknęła za nami bramę. Mam spory ogród więc sprawa nadal nie była łatwa. Na szczęście psiak wbiegł za Śnieżką do altanki a Alinka szybciutko ją zamknęła. Założyłam psu pętlę ze smyczy i było po wszystkim. Samczyk okazał się młodym bardzo przestraszonym ale miłym psiakiem. Kto zapragnął nagle pozbyć się takiego fajnego towarzysza. Poszliśmy wszyscy na spacer do lasu. Snikers ( takie otrzymał imię) szedł na jednej smyczy ze Śnieżką, Ola prowadziła Badego a ja szłam z Luzikiem i Sonią. Musiałyśmy wyglądać komiczne. Trzy kobiety- pięć psów. W lesie spuściłyśmy wszystkie oprócz Snikersa. Po kilkuset metrach Alinka zawołała - Luzik się oddala. Wpadłam w zarośla za nim drzeć się okrutnie co by wrócił. Patrzę a ten biegnie z prędkością światła na tych swoich krótkich nóżkach, zygzakiem popyla. Myślę sobie że mysz goni. Nic bardziej mylnego, ten bohater na grubszego zwierza się zasadził - pędził za jelonkiem. Krzaczory smagały mnie po twarzy, trwoga mnie naszła, że się zgubi ta zaraza dech w piersiach mi zastygał ( młoda to ja już nie jestem). Krzyczę,, gardło zdzieram a ten jak zaczarowany leci i szczeka. Dałam za wygraną. W tej rozpaczy już widziałam do bidulka chodzącego po ciemnym lesie szukającego drogi do domku, umierającego z głodu i pragnienia. Łzy napływały mi do oczu bo już widziałam jego kości bielejące wśród uschniętych liści. Na szczęście Alinka się nie poddała i gnała za szczekaniem jego co sił w nogach wraz ze Snikersem i Śnieżką na jednej smyczy. W pogoni straciła batonika marsa, który szczęśliwie się odnalazł i stał się przekąską naszą po takim pościgu ( Luzik nic nie dostał). Gadzina mała wróciła do Aliny po pokonaniu sprintem ok. 200 metrów, po krzaczorach. Jak on dał radę? Nie mam pojęcia. Wyszedł z tego lasu taki zadowolony i z tym swoim pełnym uwielbienia samego siebie uśmiechem. Koniec puszczania Luzika luzem.
  Po powrocie z mega spaceru przyjechała straż miejska i zapakowała do pełnego już samochodu ( młody wilk, bliźniak Alfiego na pace, trzy ślepe kocięta porzucone nad Iną w kartonie) naszą znajdę. Tym sposobem w Białuniu znów pełno.

Snikers

Brak komentarzy: