Dzisiejszy ranek przyniósł poważanie rozważania na temat powodów dla których poświęcam się pracy na rzecz zwierząt. Pewna mila Pani stwierdziła ( słyszałam to nie po raz pierwszy) że ja to muszę kochać zwierzęta i to dlatego tak się dla nich poświęcam. Wracając do domu z torbą bułek zastanawiałam się jak to ze mną jest ?
Kocham zwierzaki ale nie jakoś tak szaleńczo. Nie zapamiętuję się w pomaganiu ( choć mój mąż uważa inaczej) bo chcę mieć swoje życie, wakacje, spotkania ze znajomymi ( to nic, że moi znajomi robią to co ja :) Nie chcę skończyć jak znane Wam osoby z setkami zwierzaków bez środków do życia. Zajmowanie się gromada zwierząt wymaga czasu i energii a ja młoda to już nie jestem i czas na moim ciele odcisnął swoje piętno. Po miesięcznej opiece nad dodatkowym psem czuję się zmęczona i choć w przytulisku są psiaki do zabrania to tego nie robię. Potrzebuje odetchnąć, muszę nabrać sił.
Dlaczego pomagam? Chyba z poczucia wielkiej odpowiedzialności za wszystko niemal co żyje. Moje życie bez zwierząt nie byłoby pełne i dostatecznie dobre dla mnie. W moich wyobrażeniach o wspólnym z nimi bytowaniu nie ma miejsca na ból, samotność, porzucenie i brak empatii. Żałuję, że nie potrafię przekazać ludziom jak się czuję będąc blisko życia w każdej jego postaci, jak wyraźnie dostrzegam jego aspekty jak nauczyłam się stopniować moje potrzeby.
Świat ma czas na naukę ja już go nie chcę tracić. Otrzymałam od losu niezwykły dar ( wszyscy otrzymali jakiś) chcę go rozdawać i dzielić się nim. Nie wszyscy to zrozumieją.... i nie muszą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz